Dzieci i ryby głosu nie mają, czyli dlaczego z polskich rzek znikają ryby?
Dlaczego ryby znikają?
Na początek kilka z całą pewnością niepokojących faktów na temat stanu aktualnego:
- Jesiotr ostronosy to gatunek, który niegdyś występował obficie w polskich rzekach, aktualnie całkowicie wyginął.
- Łosoś oraz głowacica ciągle występują w polskich rzekach, ale tylko dzięki pomocy człowieka.
- 24 gatunki ryb zaklasyfikowano do najwyższych kategorii zagrożenia (na 68 gatunków występujących w polskich rzekach).
- Większość ryb dostępnych w sklepach, to ryby hodowlane.
Patrząc za okno, sami możemy zauważyć, jak mocno zmienia się środowisko wokół nas. Nie potrzebujemy żadnych tytułów naukowych i badań, żeby dostrzec, jak ubywa zieleni oraz jak zmniejsza się liczba otaczających nas zwierząt. Nie mamy jednak zazwyczaj świadomości, że sytuacja w rzekach i morzach również rysuje się dość przygnębiająco. Ryby zatem ginęły i giną w milczeniu, niezauważalnie dla przeciętnego Kowalskiego.
Ostatnie samodzielne stado łososia obserwowano w Wiśle, w latach osiemdziesiątych XX wieku, a ostatniego dzikiego jesiotra wyłowiono z Wisły w 1965 roku, ważył 135 kg. Nawet jeśli ze względów etycznych czy zdrowotnych rezygnujemy ze spożywania łososia, to nadal kojarzy nam się on z daniem ekskluzywnym, co podkreśla zresztą dość wysoka cena. Trudno w związku z tym zapewne uwierzyć, że niegdyś łososie pojawiały się na stołach nawet niezbyt zamożnych ludzi i ten stan trwał do końca XIX wieku. Już 100 lat później spożycie łososi stało się mniej popularne, co wyraźnie wskazuje na spadek liczności ryb w polskich rzekach. Za powód uznaje się między innymi wielkie roboty hydrotechniczne. Upaństwowione w XX wieku rybactwo zaczęło upadać, a ostateczny krach nastąpił z powodu braku ryb.
Co sprawiło, że z polskich rzek zniknęły ryby takie jak: łosoś, jesiotr czy węgorz?
Oczywiście, (jak zawsze) czynników jest wiele, do głównych jednak zalicza się wszelakie przeszkody na rzekach, np. zapory, jazy, progi, które zablokowały wędrówkę ryb dwuśrodowiskowych w górę rzek. Ryby takie jak jesiotr, troć, certa, łosoś część życia spędzają w morzu, a rozmnażają się w rzekach. Węgorze, które także wędrują, rozmnażają się z kolei w wodach morza Sargassowego, stamtąd larwy węgorza, unoszone przez Golfstrom, docierają do przybrzeżnych wód europejskich, by ostatecznie wpłynąć do rzek. Zapory zablokowały także oczywiście wędrówkę gatunków ryb, które przemieszczają się wzdłuż rzeki, ale nie migrują do mórz.
Badania potwierdzają, że zapora we Włocławku spowodowała szokujący spadek wyławianych przez spółdzielnie rybackie ryb. Po jej wybudowaniu połowy okazały się niemal 30 razy mniejsze. Pomysłem na rozwiązanie tego problemu miały być przepławki tj. konstrukcje mające na celu umożliwienie migracji rybom w górę, czasem w dół rzeki.Niestety, przepławki są nie tylko mało efektywne, ale drogie w utrzymaniu, wymagają udrażniania, czyszczenia oraz remontów.
Ponadto zaprojektowano je z myślą o silnych, dobrze migrujących gatunkach oraz o silnych osobnikach. Projektowanie przepławek dla wszystkich gatunków ryb jest nie tylko kosztowne, ale wymaga dużej znajomości zwyczajów ryb. Kolejną słabą stroną przepławek jest fakt, że nie przywracają transportu osadów w rzekach. Wspomniana wyżej przepławka we Włocławku została w 2015 roku zmodernizowana, jednak nadal efekt nie jest zadowalający, gdyż jest za mała dla jesiotrów oraz działa tylko w jedną stronę.
Kluczowym problemem jest utrudnianie rybom rozmnażania się
Kolejnym czynnikiem mającym ogromne znaczenie dla życia ryb jest zanieczyszczenie wód oraz wszelakie prace w korycie np. pogłębianie czy wybieranie żwiru. Przykładowo samica łososia, aby złożyć jaja, czyli ikrę, wykopuje płetwą ogonową gniazdo. W tym celu wybiera żwirowate dno, w miejscach o czystej chłodnej wodzie i szybkim prądzie. Gdy gniazdo jest gotowe, składa do niego jaja, które po zapłodnieniu zostają przysypane żwirem i trwa to, dopóki samica nie złoży wszystkich jaj. Ostatecznie żwirowe gniazdo to około 30 cm kopczyk. Łososie mają zresztą niezwykle rozwiniętą „pamięć węchową”, można powiedzieć, że aby się rozmnażać, wracają w swoje „rodzinne strony”, ponieważ zapamiętują smak i zapach wody, w której spędziły pierwsze lata (zjawisko tzw. homingu). Wszelakie prace w korytach rzek w czasie tarła są w oczywisty sposób niszczycielskie dla tego gatunku.
Oczywiście, rozpoczęto niejedną misję ratunkową. Pierwszym i oczywistym pomysłem odbudowy populacji łososi było zarybianie.
Pierwsze zarybienia przeprowadzono w 1879 r. i 1880 r., wypuszczając wylęg łososia i troci, a dopiero w 1996 roku został opracowany program restytucji ryb wędrownych. Pod uwagę wzięto także oczywiście, naturalny cykl rozwojowy ryb wędrownych, a plan zarybień objął rzeki takie jak: Rega, Parsęta, Łeba, Łupawa, Słupia, Gwda, Drawa, Radunia, Reda, Wda, Brda, Drwęca, Wisła, Bystra, Tanew, San, Wisłoka i Bystrzyca. Wraz z procesem zarybiania wprowadzono także oceny efektywności tego zabiegu. Pomijając metodykę, która była z czasem doskonalona, wg raportu WWF (WWF-Światowy Fundusz na rzecz Przyrody, World Wide Fund for Nature)
zarybianie rzek polskich łososiem jest, subtelnie mówiąc, mało optymistyczne i nieefektywne. Szacunkowa przeżywalność łososi (w stadium parr tj. stadium rozwojowym rocznego narybku łososia szlachetnego) w ciągu 3 lat to średnio 1,48%. W praktyce oznacza to, że np. w 2005 roku w potoku Krzyworzeka odłowiono zaledwie 39 sztuk łososi, co nie stanowi satysfakcjonującego efektu, gdyż wpuszczono 20 000 sztuk.
Co możemy zrobić? Nic? I to może właśnie jest najlepszym rozwiązaniem…
W świetle powyższych kwestii coraz więcej światowych doniesień sugeruje, że rozwiązaniem dającym lepsze efekty wydaje się przywrócenie naturalności w środowiskach wodnych, zamiast upartego utrzymywaniu obecnego stanu. Nowe podejście wiąże się także m.in. ze zmianą podejścia do kwestii związanych z retencją i zarządzaniem zasobami wodnymi.